czwartek, 16 kwiecień 2020 00:00

Św. Jan Gabriel Perboyre CM i Św. Franciszek Regis Clet CM - życiorys

Napisane przez 

Św. Jan Gabriel Perboyre CM



Urodził się 6 stycznia 1802 r. w Puech de Montgesty (Francja) w rodzinie, z której pochodziło trzech misjonarzy, dwie siostry miłosierdzia i jedna karmelitanka. Rodzice planowali, że jako pierworodny pozostanie na ojcowiźnie i będzie prowadził gospodarstwo. Kiedy jednak wysłano go do Montauban, aby zaopiekował się młodszym bratem, który miał się tam uczyć, Jan Gabriel postanowił, że zostanie misjonarzem. Dla człowieka wierzącego nic nie dzieje się przypadkiem, dlatego i w tak zrodzonym powołaniu trzeba dostrzec wolę Boga.

W 1818 r. wstąpił do Zgromadzenia Misji. Jan Gabriel otrzymał święcenia kapłańskie 23 września 1826 r. w kaplicy sióstr miłosierdzia w Paryżu. Parę dni wcześniej pisał do rodziny: Wkrótce Pan nałoży na mnie jarzmo kapłaństwa. Ten dzień będzie najważniejszy moim życiu. Po święceniach zlecono mu wykłady teologii w seminarium diecezjalnym w Saint-Flour. Równocześnie był przełożonym seminarium niższego. Później przeniesiono go do Paryża, gdzie spełniał obowiązki zastępcy dyrektora misjonarskiego Seminarium Internum (nowicjatu).

W 1830 r. święcenia kapłańskie otrzymał jego młodszy brat Ludwik i zaraz po nich wyjechał na misje do Chin. Nie osiągnął jednak nawet celu podróży. Zarażony malarią, zmarł na statku. Jan Gabriel powiedział o tym wydarzeniu: Ludwik rzucił się w morze i umarł jak męczennik. Równocześnie wyraził gotowość zajęcia miejsca brata. Stało się to możliwe w 1835 r. Rok czasu zajęła mu podróż oraz nauka języka chińskiego i zaznajamianie się z miejscowymi warunkami życia i obyczajami. Przez trzy następne lata (1836-1839) postępował za Chrystusem głoszącym Ewangelię ubogim. Odwiedzał wspólnoty chrześcijańskie w Henan i w Hubei. Ciągle jednak musiał się ukrywać przed władzami, bo w ich opinii był głosicielem niedozwolonej w Niebiańskim Imperium obcej religii.

Apostolska działalność wśród ubogich zakończyła się 16 września 1839 r. Zdradzony przez chrześcijanina, który porzucił wiarę, Jan Gabriel został aresztowany. Rozpoczęła się jego długa droga krzyżowa. Przetrzymywano go w więzieniach w Gucheng, w Xiangfan i w Wu-ch’ang. Był poddawany przesłuchaniom, różnego rodzaju upokorzeniom i torturom. Znosił wszystko z podziwu godnym spokojem. Nie zdradził nikogo z miejscowych chrześcijan, ani z misjonarzy. Nakłaniano go do podeptania krzyża na znak odstępstwa od chrześcijaństwa. Odrzekł wtedy: Wolę ponieść śmierć, niż zaprzeć się wiary. Następstwem tego było skazanie na śmierć. Zaraz po zatwierdzeniu wyroku przez cesarza, 11 września 1840 r. wyprowadzono go wraz z innymi skazanymi na wzgórze zwane „Czerwoną Górą”, potem odartego z szat zawieszono na szubienicy w kształcie krzyża i uduszono. Upodabniał się do Chrystusa w całym życiu i otrzymał łaskę zniesienia podobnej męki i śmierci. Chrześcijanie, narażając się na prześladowania, przenieśli jego ciało na cmentarz i pogrzebali w pobliżu grobu zamordowanego wcześniej misjonarza – Franciszka Regis Cleta. W 1858 r. przeniesiono je do Ningpo, a następnie do Paryża. Papież Leon XIII w 1889 r. zaliczył Jana Gabriela w poczet błogosławionych, a Jan Paweł II dnia 2 czerwca 1996 r. w poczet świętych. Jego liturgiczne wspomnienie wyznaczono na 11 września.

Przesłanie

Życie Jana Gabriela Perboyre’a potwierdza prawdę, że na mocy sakramentu chrztu wszyscy są powołani do głoszenia Ewangelii i do prawdziwej świętości.

W jego powołaniu nie było nic nadzwyczajnego, ale w codziennych wydarzeniach potrafił odczytywać znaki Bożej opatrzności i spełniać wolę Boga. Był wytrwałym i niestrudzonym pracownikiem w winnicy Pańskiej. Odznaczał się niezwykłą pracowitością i poczuciem obowiązku, cierpliwością i męstwem w pokonywaniu przeszkód.

Gdy doświadczał cierpienia, zwykł był mawiać, że wszelkimi siłami gotów jest nawet najbardziej stromą drogą wspinać się na szczyty wskazywane mu przez Opatrzność. Taka wierność przyjętym zobowiązaniom wiele kosztuje, ale kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10, 22).

Całe życie Jana Gabriela było naznaczone pragnieniem świętości i wytrwale dążył do osiągnięcia tego celu. Nie był człowiekiem połowicznym. Jako wierny syn św. Wincentego a Paulo kierował się zasadą, że Chrystus jest najwyższym dobrem i że zawsze należy upodabniać się do Niego, bo On jest „formą” wszystkich wybranych. Święci, którzy na ziemi postępowali za Chrystusem upokorzonym i cierpiącym dla spełnienia posłannictwa Ojca, w niebie uczestniczą w Jego zmartwychwstaniu i chwale. Zawsze trzeba mieć przed oczyma „całego Chrystusa” i wszystkie Jego cnoty, a nie tylko to, co w Jego życiu i nauczaniu nam odpowiada.

Serce Jana Gabriela wciąż ożywiała troska o Bożą chwałę i o zbawienie bliźnich. Znajdowało to odzwierciedlenie w jego marzeniach o wyjeździe do Chin. Kiedy powiadamiał swojego stryja, ks. Jakuba, o możliwości wyjazdu na te misje, dodawał: Głównym i decydującym motywem mojej odpowiedzi na wezwanie Boże jest nadzieja, że będę mógł głosić Ewangelię niewierzącym. Od początku mojego powołania nie opuszczało mnie to pragnienie. Myśl o wyjeździe do Chin zawsze przyprawiała mnie o żywsze bicie serca.

Dzisiaj Bóg nie oczekuje naszej gotowości do wyjazdu na misje w Chinach, ale powinno nas nieustannie ożywiać pragnienie głoszenia Ewangelii braciom i stawania się świadkami Jezusa Chrystusa w środowisku, w jakim żyjemy.

Jana Gabriela Perboyre’a nigdy nie opuszczała myśl o męczeństwie. Kiedy dowiedział się o śmierci brata w podróży do Chin, napisał: Dlaczego ja nie okazuję się godnym, by zająć jego miejsce. Dlaczego nie mogę pojechać tam, by męczeństwem odpokutować za moje grzechy. Kiedy stryj, ks. Jakub, przedstawiał mu różne trudności, a nawet niebezpieczeństwo śmierci zagrażające misjonarzom w Chinach, odpowiadał: Mam nadzieję, że tak będzie. Kiedy został uwięziony i nadeszła jego godzina, z pełną świadomością ponowił swoje całkowite oddanie Bogu i swoją gotowość przyjęcia do końca woli Bożej. W jednym z listów pisanych z więzienia wspominając przesłuchania i tortury dodawał: Wszystko, co przecierpiałem ofiaruję Bogu z miłości do mojej religii. Chrześcijan powierzonych jego duszpasterskiej trosce zapewniał: Z radością przyjmuję śmierć dla Chrystusa.

Matka powiadomiona o śmierci syna wyznała: Czy mogę się skarżyć? We wszystkich listach pisanych z Chin zapewniał, że pragnie męczeństwa i że jest na nie przygotowany. Czy mogę teraz skarżyć się, że Bóg przyjął ofiarę mojego syna? Czyż Najświętsza Dziewica nie zniosła mężnie ofiary swojego Syna złożonej dla naszego odkupienia? Nie mogłabym powiedzieć, że kocham syna, gdybym narzekała na to, że Bóg spełnił jego najgorętsze pragnienie.

Na wzór Jana Gabriela wszyscy pragniemy jednoczyć się z Chrystusem. Temu pragnieniu chcemy podporządkować wszystkie decyzje naszego życia. Jemu chcemy oddać naszą wolność i dla niego spełniać wszystkie nasze czyny.

Św. Franciszek Regis Clet CM

Urodził się w rodzinie Cezarego i Klaudii z d. Bourquy 19 sierpnia 1748 r. w Grenoble (Francja). Był dziesiątym wśród piętnaściorga dzieci. Żył w środowisku głęboko religijnym. Jego siostra Anna wstąpiła do karmelitanek, brat Franciszek do kartuzów. Karmelitanką była też jego ciotka, a kuzyn augustianinem.

Franciszek Regis w 1769 r. wstąpił do Zgromadzenia Misji. Studiom filozofii i teologii oddawał się z takim zapałem, że nazywano go „żywą biblioteką”. Po święceniach kapłańskich w 1773 r. skierowano go do seminarium w Annecy; był cenionym wykładowcą teologii moralnej. W 1788 r. uczestniczył w konwencie generalnym zgromadzenia, po zakończeniu, którego zatrzymano go w Paryżu dla pełnienia funkcji dyrektora Seminarium Internum (nowicjatu). Tutaj 13 lipca 1789 r. przeżył dramatyczne wydarzenia związane z napadem wzburzonego tłumu na dom misjonarzy. Od dawna marzył o głoszeniu Ewangelii w Chinach. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość 10 kwietnia 1791 r. wyruszył w podróż i po pół roku dotarł do Macao.

Przez kilka miesięcy poznawał miejscowe zwyczaje i tradycje oraz trudny język chiński, po czym częściowo łodzią, a w większości pieszo wędrował około ośmiuset kilometrów do Nanc’hang, stolicy prowincji Kiangsi, gdzie miał zastąpić uwięzionego jezuitę francuskiego. Przyjął tutaj imię Lieou hu tzu. Cieszył się dobrym zdrowiem i był w pełni sił, co pozwalało mu odbywać długie piesze wędrówki dla odwiedzania chrześcijan rozproszonych na wielkim obszarze. Nauczał i udzielał sakramentów. Troszczył się zwłaszcza o najuboższych. Powierzono mu obowiązki przełożonego księży pracujących w regionie Hukuang. Troszczył się nie tylko własnych współbraci, ale o wszystkich księży z różnych zgromadzeń i zakonów. Chciał, aby stanowili jedną wspólnotę.

W 1794 r. cesarz Qianlong wydał dekret zakazujący praktykowania religii chrześcijańskiej. Europejczyków głoszących Ewangelię skazywano na karę śmierci. Sytuację pogarszał fakt, że wszędzie pojawiały się bandy występujące przeciw władzy cesarza, ale z równą zaciekłością zwalczające chrześcijan. Wielu księży uwięziono i skazano na śmierć lub mordowano bez sądu. Również Franciszek Regis musiał ukrywać się i wiele razy niemal cudownie unikał aresztowania.

Wreszcie w 1819 r. zdradzony przez chrześcijanina, który porzucił wiarę, został uwięziony i zaprowadzony do Nan-yang. Po kilku miesiącach więzienia i tortur, gdy odmówił wyrzeczenia się wiary, został skazany na śmierć. Wyrok wykonano o świcie 18 lutego 1820 r. w pobliżu miasta Wu-ch’ang. Powieszono go na szubienicy w kształcie krzyża i uduszono. Chrześcijanie złożyli jego ciało na cmentarzu nazywanym „Czerwonym Wzgórzem”.

W 1858 r. jego ciało wraz z ciałem innego męczennika Jana Gabriela Perboyre’a, przeniesiono najpierw do Ningpo, a następnie do Paryża. Papież Leon XIII w 1900 r. zaliczył go do grona błogosławionych, a papież Jan Paweł II kanonizował go 1 października 2000 r. razem ze 119 innymi męczennikami chińskimi. Jego liturgiczne wspomnienie obchodziło się 18 lutego, po zmianie kalendarza będzie się obchodzić 9 lipca.

Przesłanie

Ks. Augustyn Daudet pisał o Franciszku Regis Clecie: Łączył w sobie to wszystko, czego wymaga skuteczne głoszenie Ewangelii: pobożność, wiedzę, uprzejmość i dobre zdrowie. Jednym słowem, był w pełni człowiekiem. Pracę na misjach traktował jako szczególny dar Boży. Przed wyjazdem do Chin pisał do siostry: Przepełnia mnie radość, bo spełniają się moje marzenia. Nadarzyła się sposobność, z której skwapliwie skorzystałem. Wkrótce wyjeżdżam do Chin. Traktuję to jako szczególny dar Boga. Chcę, abyś i ty doceniała jego wartość.

Podejmowane posłannictwo traktował jako możliwość umacniania wiary chińskich chrześcijan, od wielu lat pozostawionych bez opieki duszpasterskiej, a także jako szansę nawracania niewierzących. Był przekonany, że jego misja będzie trwała aż do śmierci. Traktował ją bardzo poważnie i z poczuciem odpowiedzialności. Chciał tworzyć wspólnotę odpowiedzialnych chrześcijan. O swojej pracy w Kiangsi pisał do brata: Udzieliłem chrztu ponad stu osobom dorosłym, którzy byli do tego przygotowani. Mogłem ochrzcić wielu innych, bo o to prosili, ale uznałem, że potrzebują jeszcze dalszego przygotowania. Doświadczenie mówi, że katechumeni, którzy zbyt łatwo są dopuszczani do sakramentów, łatwo też porzucają wiarę, gdy zagrażają jakiekolwiek niebezpieczeństwa.

W swojej misjonarskiej działalności troszczył się szczególnie o najuboższych. Pisał: Wśród chrześcijan powierzonych mojej opiece jest bardzo wielu ubogich. Mieszkają w szałasach. Co najmniej dwie trzecie z nich nie mają ubrań, które chroniłyby ich przed zimnem, które tutaj w górach bywa niezwykle uciążliwe. Nie mają też odpowiedniej pościeli. Brakuje im również pożywienia. Przez trzy lub cztery miesiące w roku muszą poszukiwać nadających się do zjedzenia dzikich roślin. Nie ma u nas chrześcijan bogatych, którzy ze swoich dóbr mogliby wspierać najuboższych.

Całkowicie oddany pracy misyjnej, musiał ponosić wiele ofiar. Jedną z nich były trudności z opanowaniem języka. W chwilach trudności skarżył się: W moim podeszłym wieku mam kłopoty z nauką języka. Poznałem go w niewielkim stopniu. Z trudem też przyzwyczajał się do miejscowych warunków, począwszy od klimatu aż do odzienia i pożywienia. Męczyła go zwłaszcza w ostatnim okresie konieczność częstego przemieszczania się i ukrywania w obawie przed aresztowaniem i przed napadami wrogich band. Czasem w podróżach korzystał z łodzi, ale najczęściej bardzo długie trasy pokonywał pieszo. Doskwierała mu samotność, na jaką bywał skazany.

Świadectwo. Z kraju rodzinnego otrzymywał wiadomości o trudnościach, jakie przeżywali katolicy z powodu rewolucji francuskiej. W jednym z listów pisał: Wiem, że pozostając w Europie mogłem zostać męczennikiem. Przybyłem tutaj, by ofiarować Bogu wszystkie moje słabości. Jeżeli On zechce dać mi udział w męczeństwie, zapewne znajdzie ku temu sposobność.

Wkrótce taka sposobność się nadarzyła. Zdał wówczas egzamin z chrześcijaństwa. Po miesiącach tortur w więzieniu pisał: Oczekuję na wyrok cesarza. Wątpię, czy mnie uwolni i pozwoli mi żyć. Przygotowuję się na śmierć i powtarzam za św. Pawłem Apostołem: „Mihi vivere Christus est et mori lucrum” [Dla mnie Chrystus jest życiem, a śmierć bogactwem]. Gdy prowadzono go na śmierć, zachęcał współwięźniów, aby wytrwali w wierze, aby dochowali wierności, której on dawał wspaniałe świadectwo.

© „Dziedzictwo – Święci i Błogosławieni Rodziny Wincentyńskiej” Alberto Vernaschi CM, Tłumaczenie z języka włoskiego Ks. Władysław Bomba CM, Wydanie III (uzupełnione) – WITKM Kraków 2014 r.

Czytany 2611 razy