Msza Św. 12.02.2012

Jacek Salij OP. VI Niedziela Zwykła.

Bracia i Siostry! Dziś medycyna osiągnęła znaczne sukcesy w walce z trądem, ale spróbujmy sobie uświadomić, co kiedyś znaczyło zarazić się trądem i być trędowatym. Inaczej nie zrozumiemy, jak wiele otrzymał od Pana Jezusa trędowaty z dzisiejszej Ewangelii.

Przed dziesięciu laty, podczas swojej ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny, bł. Jan Paweł II beatyfikował bohaterskiego opiekuna trędowatych, jezuitę ojca Jana Beyzyma. Kiedy jako misjonarz wyjechał na Madagaskar, pierwsze spotkania z trędowatymi nim po prostu wstrząsnęły. Przeczytam fragmenty jego pierwszych listów, jakie napisał do swoich bliskich w Polsce:

„I rząd, i krajowcy nie uważają trędowatych za ludzi, tylko za jakieś wyrzutki społeczeństwa ludzkiego. Wypędzają ich z miast i wsi, niech idą, gdzie chcą, byleby nie byli między zdrowymi – u nich trędowaty to trędowaty, ale nie człowiek. Wielu nieszczęśliwych włóczy się po bezludnych miejscach, póki mogą, aż wreszcie wycieńczeni padają i giną z głodu. (...) Spłakałem się jak dziecko na widok takiej nędzy... Ci nieszczęśliwi gniją żywcem, wskutek czego nadzwyczaj są obrzydliwi, śmierdzą niemiłosiernie, jednak nie przestają być przez to naszymi braćmi i ratować ich trzeba. A co jeszcze bardziej mnie trapi, to nędza moralna, pochodząca przeważnie z tej nędzy materialnej”.

Dzięki niespożytej energii ojca Jana Beyzyma został wybudowany pierwszy w historii Madagaskaru szpital dla trędowatych. Ci, których zazwyczaj wyrzekła się nawet najbliższa rodzina, znajdowali tam podstawową opiekę i szacunek, i mogli się bezpośrednio przekonać, że ich tragiczny los kogoś obchodzi, bo znaleźli się tacy samarytanie, którzy ich traktują jak ludzi.

Kościół w ciągu wieków wydał wielu bohaterów miłosierdzia, którzy postanowili dzielić los z tymi sponiewieranymi przez chorobę i społeczne wykluczenie braćmi i siostrami. Przypomnę może jeszcze świętego Belga, ojca Damiana de Vesteur, który jako młodziutki ksiądz pojechał na ludzkie śmietnisko, na oddaloną sto kilometrów od ludzi zdrowych wyspę Molokai, gdzie władze deportowały zebranych z całego hawajskiego archipelagu wszystkich zarażonych trądem, aby zdrowi nie musieli się przejmować ich losem (bo jak to mówi okrutne przysłowie: co z oczu, to i z serca). Ojciec Damian całe życie spędził wśród trędowatych, sam się zresztą w końcu tą chorobą zaraził i na trąd umarł. Ale tym swoim poświęceniem osiągnął bardzo wiele – udało mu się tchnąć nadzieję w tę społeczność wykluczonych, których z całym cynizmem chciano traktować jak nie-ludzi, jak jakiś ludzki złom.

Samych tylko Polaków, którzy swoje życie poświęcili chorym na trąd, jest naprawdę wielu. Wymieńmy najbardziej znanych – a więc werbista, ojciec Marian Żelazek, oraz palotyn, ojciec Adam Wiśniewski, którzy dziesiątki lat życia spędzili na posłudze trędowatym w Indiach; dominikanka, siostra Maria Stanisława od Jezusa, która była służebnicą trędowatych w Trynidadzie; dr Wanda Błeńska, która ponad czterdzieści lat pracowała w leprozorium w Ugandzie. A przecież wymieniam tylko tych, którzy szczególnie się wyróżnili.

Po co ja temu tematowi poświęcam aż połowę dzisiejszego kazania? Bracia i Siostry! Bo ta, wydawałoby się tak niepozorna dzisiejsza Ewangelia od wieków przypominała ludziom, którzy chcą to usłyszeć, niezbywalność ludzkiej godności. Przypominała i wciąż przypomina, że nie ma choroby tak degradującej, która mogłaby człowieka pozbawić jego człowieczeństwa. Dzisiaj łatwo zapominamy o ogromnych zasługach Kościoła w rozbudzaniu wrażliwości na ludzką biedę. Mało pamiętamy o tym, jak wiele heroizmu i poświęcenia na rzecz ludzi odrzuconych przez ich społeczeństwa zrodziło się w Kościele dzięki wierze w Chrystusa.

Tłem dla dzisiejszej Ewangelii są starotestamentalne przepisy na temat trędowatych. Przeczytano nam dzisiaj istotny ich fragment z Księgi Kapłańskiej. Zawierały one podwójny przekaz. Po pierwsze: Uważajmy, bo z trądem nie ma żartów, tą straszną chorobą można się zarazić. A przekaz drugi to światełko nadziei, że człowiek dotknięty trądem niekiedy może jednak wrócić do zdrowia. Nadzieję tę wzmacniało istnienie oficjalnych procedur, jakim należało się poddać w przypadku powrotu do zdrowia.

Nie ulega wątpliwości, że podstawową formą obrony przed trądem było wówczas stanowcze wykluczenie trędowatych ze społeczeństwa. Chorzy na trąd byli wyrzucani nie tylko ze swoich mieszkań, ale nawet z miejscowości, gdzie dotychczas mieszkali, i w ogóle nie wolno im było zbliżać się do ludzi zdrowych. Natomiast te dziwne zachowania obowiązujące trędowatego, o jakich czytaliśmy przed chwilą – że miał on rozerwać swoją szatę, zasłonić brodę i mieć zmierzwione włosy – były przyjętymi w tamtej kulturze sposobami wyrażania żałoby. Mówiąc krótko, trędowaty miał obowiązek samego siebie uważać za umarłego.

A teraz – mając w pamięci te twarde przepisy – spójrzmy na wydarzenie opisane w dzisiejszej Ewangelii. Trędowaty jakby zapomniał o obowiązującej go izolacji, przychodzi do Pana Jezusa i błaga Go o uzdrowienie. Jakimś cudem było już to, że nikt z otaczających Jezusa ludzi nie podnosi alarmu, że przecież choremu na trąd nie wolno wchodzić pomiędzy ludzi zdrowych. Ale i Pan Jezus go nie upomina. Przyzwala na takie zachowanie, mimo że było ono niezgodne z przepisami zawartymi w prawie Mojżeszowym. Co więcej, sam również Zbawiciel wychodzi ponad to prawo i dotyka trędowatego, mimo że przepisy Mojżeszowe tego zakazywały. Możemy być pewni tego, że dotyka go z wielkim szacunkiem dla jego osoby i współczuciem dla jego biedy.

Tak się rozwodzę nad tymi szczegółami, bo zauważmy: Pan Jezus nie przyjmuje do wiadomości powszechnej wtedy opinii, że trędowaty jest społecznym wyrzutkiem. Dlatego najpierw uszanował jego człowieczeństwo i potraktował go jako pełnoprawnego członka społeczeństwa, a dopiero potem go uzdrowił.

To tutaj, to w tym szacunku, jaki Pan Jezus okazywał ludziom przychodzącym do Niego po ratunek, jest źródło tej mądrości, jaką Kościół przypomina nam od wieków: że jeżeli komuś potrzebującemu okazujesz pomoc, to nie zapominaj o tym, żeby przede wszystkim okazać mu serce. Jest coś fałszywego w takim miłosierdziu, jakie biedakowi czy choremu ktoś świadczy z pozycji swojej rzekomej wyższości. Nauka Pana Jezusa jest tu jasna: Człowiekowi, któremu pomagasz, najpierw okaż szacunek, rozpoznaj w nim swojego bliźniego, uznaj, że on jest takim samym człowiekiem jak ty – i dopiero pod tym warunkiem twoje miłosierdzie będzie podobało się Bogu.

Poruszającą opowieść na ten temat zostawił wielki poeta niemiecki, Rilke. Kiedy mieszkał w Paryżu, przechodził codziennie obok pewnej żebraczki. Zawsze siedziała w całkowitym bezruchu, jakby była jakąś mumią. Kiedy ktoś rzucał jej datek, nie dziękowała, ani nawet nie podnosiła oczu. Pewnego dnia poeta przyniósł jej i wręczył piękną różę. Wówczas stało się coś nieoczekiwanego. Żebraczka podniosła oczy, uśmiechnęła się, wstała, chwyciła rękę Rilkego i przycisnęła ją do swojej piersi. Trudno wątpić, że naprawdę wielkie dzieło miłosierdzia wypełnił wówczas Rilke, chociaż przyniósł tylko różę. Bo osobie, która już pogodziła się z tym, ze jest społecznym wyrzutkiem, okazał serce, potraktował ją jak siostrę, jak człowieka.

Bracia i Siostry! Wczytując się w dzisiejszą Ewangelię, powiedzmy jeszcze dwa zdania na temat jej wymiaru symbolicznego. Każdy grzech niszczy nas duchowo, ale trąd symbolizuje takie grzechy, które nie tylko niszczą grzesznika, ale jeszcze zarażają innych, którzy dotąd byli duchowo zdrowi. Zatem trędowatym duchowo jest ktoś taki, kto nie tylko sam oddaje się pijaństwu czy rozpuście, ale jeszcze innych wciąga do swego złego towarzystwa; kto nie tylko sam ogląda pornografię i czyta teksty niszczące wiarę, ale zależy mu na tym, żeby również inni to oglądali i czytali.

Nieraz mamy problem, jak się odnosić do takich ludzi. Bo przecież to są nasi bliźni, ale z drugiej strony: my przecież jesteśmy tylko słabymi ludźmi i nie mamy pewności, że ich zło nas nie zainfekuje. To są dylematy, nie zawsze łatwe do rozstrzygnięcia.

Teoretyczna odpowiedź na te pytania jest jednak prosta. Mianowicie przypomnijmy sobie dwie rady, jakie na temat stosunku do trędowatych daje Pismo Święte. „Trędowatego unikaj, bo jeszcze sam się zarazisz” – tak radził Stary Testament. W Nowym Testamencie rada jest inna: „Ulituj się nad trędowatym, próbuj pomóc mu oczyścić się z jego trądu”. Zapamiętajmy sobie obie te rady. Bo jeżeli czuję się zbyt slaby i widzę, ze w czyimś towarzystwie zmieniam się na gorsze – to unikajmy takich znajomości, unikajmy takiego środowiska.

Jednak na ile to możliwe, starajmy się chociaż odrobinę naśladować pod tym względem Pana Jezusa. On pochylał się z miłością nad trędowatymi i ich uzdrawiał.

Panie Jezu, my dobrze wiemy, że jesteśmy słabi i grzeszni. Ale jeśli taka jest Twoja wola, jeśli wesprzesz nas swoja łaską – daj nam, dawaj każdemu z nas choć odrobinę przyczyniać się do tego, żeby zła w naszym świecie było mniej. I żebyśmy przynajmniej my sami nie byli takimi trędowatymi, co to nie tylko sami są grzeszni, ale jeszcze innych swoim grzechem zarażają. Daj nam to, Panie Jezu! Amen.