Msza Św. 28.07.2013

Ks. Józef Jachimczak CM. XVII Niedziela zwykła.


Proście, a otrzymacie

„Ojcze nasz, któryś jest w niebie” -  to jedna z najpiękniejszych modlitw. Zauważamy, że cały problem Boga mieści się w tym jednym słowie: „Ojcze”!

 On istnieje, skoro świat istnieje. Wszystko na świecie otrzymuje sens i cel, bo jest Ojciec. Aby wypowiedzieć słowo Ojcze nasz, trzeba uznać nad sobą Boga.

Być ojcem w całej pełni  tego słowa, to nie tylko znaczy inicjować życie, ale przede wszystkim być zatroskanym o rozwój tego życia.

Niezapomniana i w słowach  trudna jest do wyrażenia radość młodego mężczyzny,  że został ojcem. To jest bardzo ludzki moment. Ojciec - gwarancja bezpiecznego szczęścia nowej iskry ludzkiego życia. Świadomość, że ojciec jest dla kogoś szansą i darem – stanowi nowy, ważny etap w życiu dziecka i rodziny. Zawołanie dziecka: „Mój Tata” podkreśla dar ojcostwa dzięki Ojcu Niebieskiemu. Masz ten dar. To jest coś wielkiego. Świadomość ojcostwa….

Czytamy dzisiaj: „Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do niego: „Panie naucz nas modlić się…” A On rzekł do nich: „Kiedy się modlicie, mówcie: „Ojcze…”

Podobnie jest w rodzinie ludzkiej: ojciec myśli, widzi i tworzy jej przyszłość także wtedy, gdy dzieci jeszcze nie są w stanie zobaczyć, dlatego tak pięknie wyraża to pieśń kościelna: „Liczę na Ciebie ojcze – liczę na miłość Twą – liczę na Twa ojcowską dłoń”.

W modlitwie Jezus nas prowadzi jakby za rękę. Robi to jak dobry  Ojciec. To również piękny widok, gdy ojciec prowadzi za rękę swoje dzieci.

Ale zdarza się – niestety dość często, że ojciec, który dał dziecku życie  odchodzi. Każde odejście jest dramatem dla rodziny. Tak jak dramatem jest odejście od Boga-Ojca.

Jest taki moment w Ewangelii, że gdy Jezus mówił do uczniów -  wielu od niego odchodziło, bo nie rozumieli jego nauki, a może także wymagań, jakie stawia Ewangelia. Odejście ojca od Boga i od rodziny jest zawsze dramatem…

Powodem odejścia był albo jest brak wiedzy religijnej, ale najczęściej  powodem jest nieład moralny. Główną przyczyną odejść jest postawa wobec Jezusa i Jego tajemnicy. Ludzie stałym wyborem odsłaniają fakt, iż przekroczyli świat materii i weszli w przestrzeń ducha albo pozostali w obszarze przyziemnym trójwymiarowym lub obszarze własnego egoizmu, własnego „ego”.

Myślę, że ludzie jak nigdy dotychczas żyją dzisiaj blisko otoczeni różnymi poglądami, ideologiami, tezami i antytezami, światopoglądami, religiami. Tym bardziej owo pytanie Jezusa brzmi mocno i zdecydowanie, po której stronie opowiadamy się.

W umyśle czasem istnieje potrzeba zaprojektowania nowych dróg życia, nowych domów i nowych wnętrz… Wydaje się ojcu ziemskiemu, że potrzebny jest nowy sposób na życie, a tymczasem wielu nie wie czyjego są ducha. Wystarczy być spolegliwym w zakresie myślenia.

Tymczasem to człowiek sam decyduje na miarę wszystkiego jako jedyne źródło: dobra i zła.

Ile waży Bóg, ile waży człowiek na wadze twojego sumienia? Na to musimy sobie odpowiedzieć, zwłaszcza w kontekście, że ludzie odchodzą od Boga i od ludzi, od rodziny i od samych siebie. I przestali się modlić.

Sposobów odejścia od Boga jest wiele: są dyskretne i spektakularne; są przemyślane i takie z głupoty; czasami dokonują się w zmaganiach wewnętrznych; a inne są tak łatwe, że niegodne; i wyrażają się nie tylko odrzuceniem Boga i Jego miłości.

Od Boga odchodzi każdy, kto wybiera zło, kto porzuca własną rodzinę lub współmałżonka, któremu ślubował wierność do śmierci.

Odchodzi od Boga ten, kto nie zabiega o dobro, prawdę, sprawiedliwość, kto wybiera życie zarezerwowane tylko dla siebie albo obojętność  jako styl.

Od Boga odchodzi także ten, kto rezygnuje z rozwoju własnego człowieczeństwa, z rozwoju intelektualnego, moralnego, duchowego.

Te odejścia dokonują się w samym człowieku.

Odejścia od Boga dokonują się na płaszczyźnie rodzin, ale również i wżyciu społecznym.

Czasem człowiek stoi na rozdrożuAle ode mnie zależy, jaką pójdę drogą. Trzeba nam znowu wsłuchiwać się w głos sumienia, jak uczył nas Jan Paweł II: „Obudźmy sumienia, jeśli pozwoliliśmy im popaść w odrętwienie”. I trzeba wsłuchać się w siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie: o jaki kształt chodzi w moim człowieczeństwie?...

 Myśmy przecież kiedyś uwierzyli i poznali, że Ty Panie, jesteś Świętym Boga. (J 6,69).To zdanie Piotra musi być zdaniem wszystkich chrześcijan. Albo się jest z Bogiem, albo przeciw Bogu! Nie ma trzeciej drogi – pośredniej.

Potrzebny jest nam fundament prawnywywodzący się z prawa naturalnego i z Dekalogu.

Odejść od Boga czy iść z Bogiem?  To są czasem takie trudne momenty w życiu człowieka.  Jakże wtedy jest potrzebna żarliwa modlitwa. Może taka jak Pana Jezusa w Ogrójcu. Częste pytanie, gdy mówimy o modlitwie, brzmi: Co ja mam na modlitwie robić? Jak mam wypełnić czas, który udało mi się wyrwać z biegu codzienności? I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Czym jest modlitwa? Co ma się w niej dokonać? Odpowiedzią na te pytania jest modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu (Mt 26, 36-46). 

Przypomnijmy sobie też słowa naszego Papieża – teraz po ośmiu latach od jego śmierci, bo one nic nie straciły na aktualności: „Nie lękaj się!” Taki napis istnieje na  nowo wybudowanym kościele w Centrum Jana Pawła II w Łagiewnikach.

Stań więc przed Bogiem na modlitwie taki, jaki jesteś. Z tym, co przeżywasz. On nie oczekuje od ciebie kolorowej laurki, ale szczerego serca, przepełnionego prawdą o tobie. Zobacz, do jakiej farsy może dochodzić na modlitwie, kiedy próbujemy być tym, kim nie jesteśmy. Jezus na modlitwie mówi Ojcu o tym, co się dzieje w Jego sercu. I ty też tak możesz! Powiedz Mu, że się lękasz o swoje zdrowie, że nie masz pracy, że nie rozumiesz postępowania twojego najlepszego przyjaciela, że dzisiaj był piękny dzień, bo twój tato wrócił wcześniej z pracy i mogłeś z nim najzwyczajniej w świecie pobyć… Wtedy jesteś autentyczny, prawdziwy, modlisz się całym sobą, całym swoim życiem. Cały swój świat możesz i powinieneś zabrać ze sobą na modlitwę. Zobacz, jak wiele od ciebie zależy!

Jedno z najpiękniejszych określeń czym jest modlitwa wypowiedział w VIII wieku Doktor Kościoła Św. Jan Damasceński -  powiedział, że „modlitwa jest to podniesienie umysłu do Boga” .

Jezus mówi: „Ojcze mój”. Aby mogło się dokonać spotkanie, potrzebne są dwie osoby, które będą w jednym miejscu o tym samym czasie. Ale to jest niewystarczające, konieczne jest jeszcze, aby te osoby weszły ze sobą w relację. Rozmowa, zauważony gest, wymiana spojrzeń – to wszystko, co pozwoli nam nie być naprawdę samotnym. Powinniśmy tak zauważyć Pana Boga. Nie traktować Go na modlitwie jak szafy ze słodyczami. Modlitwa ma być stawaniem w obecności Pana. Tego, który ma zawsze dla mnie czas i który jest zawsze zwrócony w moją stronę. A więc nieustannie na mnie czeka. Jak ojciec z przypowieści, który zobaczył swojego syna, wzruszył się głęboko i wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję i ucałował go (por. Łk 15, 20).
I to wszystko dokonuje się na modlitwie. Chodzi o to, aby na niej tworzyć więź, która będzie nieustannie wzrastać i zacieśniać się. Mamy na modlitwie spotkanie dwóch osób, dwóch światów. Dzielę się tym światem, który jest we mnie, przedstawiam go mojemu Ojcu. On pokazuje mi swój świat, objawia swoją wolę. To wszystko dokonuje się w relacji Ojciec – dziecko. Przedstawiam Bogu to, co jest we mnie, wola mojego Ojca oraz relacja osobowa tworzą rdzeń modlitwy chrześcijańskiej. To wszystko jest w zasięgu każdego z nas.

Coś takiego dokonało się niedawno na Stadionie Narodowym w Warszawie. Po raz pierwszy stadion wypełniony był niemal do końca. Prawie sześćdziesiąt tysięcy modlących się ludzi. Całe rodziny z małymi dziećmi – modlitwa zbiorowa do Chrystusa Uzdrowiciela przedstawiana ustami kapłana z Ugandy ks. Johna  Bashobory.

Msza św. odprawiana przez arcbpa Henryka Hozera i jego znamienne słowa o potędze i mocy uzdrowienia… Moglibyśmy określić to co się działo - jako spontaniczny poryw serca w stronę Boga. Podniesienie umysłu do Boga…Idealny porządek. Policjanci, którzy stali na obrzeżach stadionu mówili, że ludzie wychodzili skupieni i spokojni. Żadnej interwencji i co najważniejsze bez zadłużenia jak to było na koncercieMadonny.

To wszystko  dokonało się na modlitwie. Zaplanowana modlitwa spontaniczna? Na pewno każdy z was nieraz słyszał powiedzenie „Czas to pieniądz”. Ja chciałbym się z wami podzielić refleksją, którą można ująć w słowa „Czas to modlitwa”. Św. Paweł pisze: „Nieustannie się módlcie” (1 Tes 5, 17), wielu pomyśli – lekka przesada.                                                                        

Bardzo często słyszę skargi na Pana Boga, że oto już tak długi czas ktoś się modli i nic z tego nie wynika. I wtedy zadaję sobie pytanie: czy aby na pewno to sam Pan Bóg jest temu winien? Odpowiedź jednak brzmi tak samo jak ta, której Jezus udzielił apostołom przed dwoma tysiącami lat, kiedy byli oni przerażeni i zasmuceni z powodu nieskuteczności ich modlitwy, choć przecież zostali posłani, by uzdrawiać, uwalniać i głosić słowo Boże. Zadają więc pytanie Jezusowi, który przyszedł im z pomocą i uwolnił z rąk demona chłopca, któremu uczniowie nie umieli pomóc: „Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?” Powiedział im: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem” (Mk 9,28b-29). I w tym momencie wszystko staje się bardziej czytelne. Otóż nie Pan Bóg jest winny, ale człowiek, który nieumiejętnie się modli i często traktuje modlitwę jak magię lub oczekuje natychmiastowych efektów zgodnych z duchem dzisiejszego czasu. Jezus daje więc prostą receptę do osiągnięcia Bożego efektu – post i modlitwa. Jak więc odkryć je na nowo, by nie były ciężarem, a darem? 

Kultura małego wysiłku i szybkich efektów, która dominuje dzisiaj w naszym społeczeństwie, nie ułatwia nam spojrzenia na to, co Boże. Sprawy duchowe nie znoszą bowiem pośpiechu i nie są nastawione na bylejakość. Stąd trud postępu duchowego jest niejednokrotnie nie do zaakceptowania przez dzisiejszego nowoczesnego człowieka. W takiej kulturze post i modlitwa jawią się jako coś obciążającego i trudnego, gdyż związane są z wyrzeczeniem. O ile ten dzisiejszy świat jest w stanie odjąć coś sobie od ust dla choćby szczupłej sylwetki, to gdy chodzi o wymiar duchowy, buntuje się co niemiara…