Msza Św. 26.12.2011


   
O.Zbigniew Kubacki SJ. Swięto św. Szczepana, Pierwszego Męczennika.



„Mogłoby się wydawać, że dzisiejsza liturgia, ukazująca nam postać męczennika, niezbyt dobrze współbrzmi z klimatem głębokiej kontemplacji tajemnicy Bożego Narodzenia (…). Jednakże refleksja nad bohaterskim świadectwem św. Szczepana wpisuje się doskonale w kontekst wcielenia Syna Bożego” (Jan Paweł II) – tak mówił nasz Rodak, błogosławiony Jan Paweł II. Zapytajmy zatem: Czym jest wcielenie Syna Bożego i w jaki sposób świadectwo św. Szczepana wpisuje się w jego kontekst? Otóż, Wcielenie to nic innego jak historia bezgranicznej miłości Boga do człowieka. Historia Boga, który do tego stopnia kocha człowieka, że sam staje się człowiekiem.

Kiedyś jeden z rabinów powiedział mi, że pojecie wcielenia jest pojęciem żydowskim. Dla Żydów jednak jest to jedynie metafora – metafora mówiąca o bliskości Boga względem człowieka. Dla nas, chrześcijan, to coś więcej niż metafora. To rzeczywistość. To najgłębsza prawda o Bogu, o Jego miłości do człowieka. To historia odwiecznego Syna Bożego, który w Jezusie Chrystusie staje się jednym z nas: naszym bratem, przyjacielem, naszym Panem i Zbawcą. To Emanuel – Bóg z nami!

Jako odwieczne Słowo, jeszcze niewcielone, Syn Boży, prowadził Boży plan stworzenia i zbawienia, bo – jak czytamy w Prologu do Ewangelii św. Jana – „wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1,3). Taki był Boży zamysł! Taka była Boża wizja!

Kiedy Słowo stało się ciałem, Bóg stał się jednym z nas. Właśnie w Jezusie z Nazaretu. Bóg nie mógł bardziej objawić swojej miłości do człowieka, jak stając się właśnie człowiekiem. Jezus stał się naszym bratem. Nauczał o królestwie Bożym. Uzdrawiał chorych. Wypędzał złe duchy. Przywracał nadzieję i ufność. Do tego stopnia był z nami i dla nas, że umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Umarł i zmartwychwstał. A zmartwychwstając rozwiązał więzy śmierci i otworzył bramy nieba dla każdego, kto w Niego wierzy. Bo – jak sam powiedział – „każdy, kto wierzy w Mnie, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11,25).
Przed swoim wniebowstąpieniem zmartwychwstały Chrystus wypowiedział też inne, znamienne słowa, o których także warto pamiętać. Mówił:

„Oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Oto jak, w telegraficznym skrócie, możemy streścić życie Jezusa, którego Narodzenie wspominamy. Jest to historia Boga z nami i dla nas. Historia odwiecznego Syna Bożego, który stał się jednym z nas aż do końca, aż do oddania życia za nas, abyśmy my mogli mieć udział w Jego – boskim – życiu. Już w III wieku św. Ireneusz z Lyonu pisał: „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem”. Stwierdzenie to, chociaż wydaje się paradoksalne, nie jest tylko zwykłą grą słów. Maksyma ta mówi o Wcieleniu, o jego celu i skutkach. Celem Wcielenia jest uczłowieczenie się Syna Bożego: „Bóg stał się człowiekiem”. Natomiast jego skutkiem jest zbawienie człowieka.

Święty Ireneusz napisał to zdanie w kontekście polemiki z tzw. ebionitami, czyli sektą chrześcijańską, która głosiła pogląd, że Jezus był tylko „człowiekiem narodzonym z Józefa”. Biskup Lyonu bronił bóstwa Chrystusa, podkreślając, że jedynie Słowo Boże, które stało się ciałem, mogło przynieść nam zbawienie. Jeżeli ktoś odrzuca bóstwo Chrystusa – argumentował – jeśli ktoś neguje wcielenie Słowa Bożego, to pozbawia się dobrodziejstw stąd wynikających. O jakie dobrodziejstwa chodzi? Ireneusz wylicza ich wiele. Wszystkie one streszczają się jednak w tym jednym: w „darze przyjęcia nas za synów”, w darze „usynowienia”.

Wcielenie nastąpiło po to, by człowiek mógł złączyć się z Bogiem i przyjąć Boże usynowienie, a więc stać się prawdziwie dzieckiem Bożym. Wcielenie – to nie tylko już metafora o bliskości Boga, ale to najgłębsza prawda o Jego bezgranicznej miłości do człowieka.

Ci, którzy w tę miłość uwierzyli, stali się uczniami Jezusa. Jednym z nich został patron dnia dzisiejszego, św. Szczepan. Kim był? Święty Szczepan był jednym z pierwszych siedmiu diakonów, którzy zostali wybrani i ustanowieni przez Apostołów. Był mężem pełnym wiary i Ducha Świętego (por. Dz 6,5), który „działał cuda i znaki wielkie wśród ludu” (Dz 6,8). Był on też pierwszym męczennikiem, męczennikiem czyli świadkiem – świadkiem Jezusa Chrystusa. Stojąc przed Sanhedrynem dawał świadectwo temu, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym. A kiedy faryzeusze, uczeni w Piśmie i arcykapłani rzucili się z gniewem na niego, „on pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. I rzekł: ‘Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga’” (Dz 7,55-56). Za tę swoją wiarę w Jezusa zapłacił najwyższą cenę, cenę życia.

Drodzy Bracia i Siostry! Oto niesamowite przesłanie dnia dzisiejszego: Przez śpiewanie kolęd jesteśmy w klimacie Bożego Narodzenia. A wspominając św. Szczepana, męczennika, zagłębiamy się w atmosferę pierwotnego Kościoła, który daje świadectwo wiary. Z jednej strony, kontemplujemy osobę odwiecznego Syna Bożego, który nas umiłował do tego stopnia, że stał się jednym z nas. A z drugiej strony, zatrzymujemy się nad postacią ucznia Jezusa, św. Szczepana, który tak mocno w Jezusa uwierzył i pokochał Go, że za wiarę w Niego oddał swoje życie.

Kontemplujemy osobę wcielonego Syna Bożego, który nawet na krzyżu modlił się za swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). I spoglądamy na Jego ucznia, na Szczepana, który kamienowany także modlił się z swoich oprawców: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” Można powiedzieć: Jaki mistrz, taki uczeń. Tego właśnie uczy nas przykład św. Szczepana oraz przykłady milionów chrześcijańskich męczenników przez wieki.

Męczeństwo, które jest skutkiem przemocy i nienawiści z rąk prześladowców, jest jednocześnie ogromną łaską – łaską wytrwania w wierze aż do końca. Męczennik bowiem to przede wszystkim świadek: świadek Chrystusa. W tym sensie każdy i każda z nas w jakiś sposób może być męczennikiem, czyli świadkiem Chrystusa. A być świadkiem Chrystusa, to przede wszystkim Go naśladować – naśladować w Jego byciu dla Boga i byciu dla innych. W swojej ostatniej książce o Jezusie z Nazaretu, papież, Benedykt XVI pisze, iż bycie Jezusa jest jako takie „byciem dla”. I dalej Ojciec Święty zauważa: „Jeśli potrafimy to zrozumieć, znaczy to, że rzeczywiście przybliżyliśmy się do tajemnicy Jezusa: wtedy wiemy także, czym jest naśladowanie”. Naśladować Chrystusa – to naśladować Go w Jego „byciu dla” : dla Boga i dla innych.

Moi drodzy, istnieje męczeństwo krwi, ale istnieje także „męczeństwo życia codziennego”. Zdaniem Benedykta XVI-ego takiego właśnie świadectwa potrzebuje dzisiejszy świat. Jest to „milczące i heroiczne świadectwo licznych chrześcijan, żyjących Ewangelią, spełniających swoje obowiązki i wielkodusznie poświęcających się posłudze ubogim”.

Ja sam znam wiele takich historii życiowych. I z pewnością wy, Moi drodzy, także takie historie znacie. Są to historie osób, które kierowane wiarą i przykładem Jezusa, poświęcają się służbie dla innych: posługują chorym i samotnym; trwają przy umierających jako wolontariusze; odwiedzają domy dziecka i zakłady karne, ofiarując swój czas dzieciom i więźniom; jadą na misje do biednych krajów, aby wspierać potrzebujących i pomagać tym, dla których los nie jest taki łaskawy. Oni wszyscy wiedzą, jak i my wiemy, że służąc bliźniemu, służą samemu Chrystusowi.

Drodzy Bracia i Siostry, historia św. Szczepana pokazuje nam, iż bycie chrześcijaninem oznacza bycie świadkiem. To świadectwo wymaga niekiedy od nas ofiary i cierpienia. Przede wszystkim jednak wymaga od nas miłości. Bowiem, tak jak odwieczny Syn Boży stał się człowiekiem z czystej miłości, tak samo i my winniśmy stawać się Jego świadkami również z czystej miłości. Tajemnica wcielenia Syna Bożego nie jest bowiem niczym innym jak świadectwem ofiary miłości Boga do człowieka. Niech będzie ona dla nas nieskończonym źródłem ufności i mocy, bo Wcielenie mówi nam, że Bóg nie jest Bogiem przeciwko nam, lecz z nami i dla nas. „A jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam …!?” (por. Rz 8,31).

Ksiądz Jan Twardowski, znany tu na Krakowskim Przedmieściu jako Poeta od Biedronki, w tomiku Tylko miłość się liczy, tak pisze:

„...ale są chwile, kiedy trudno nam modlić się, kiedy ktoś nas zawodzi i cierpimy do poniedziałku, tam i z powrotem, i jeszcze do następnego poniedziałku. Budzi się wtedy niepokój. Czy Bóg mnie kocha? Czy nie odwrócił się ode mnie? Czy nie zapomniał o mnie? Czy nie stałem Mu się całkiem obojętny?

Co czynić w takich paskudnych humorach? Pamiętać o Bożym Narodzeniu, o tym, że Bóg stał się człowiekiem, ale i przyjął na siebie wszystkie ludzkie cierpienia. W męce Jezusa są wszystkie bóle głowy, bóle rąk i nóg, bóle duszy – wszystko, bo On to wszystko udźwignął”. Święta trwają i radość z przyjścia Chrystusa pozostaje. Dlatego warto być jak św. Szczepan. Warto się angażować; warto pomagać innym; jednym słowem, warto być świadkiem – świadkiem tej Miłości, która zrodziła się w Betlejem: nieskończonej miłości Boga do człowieka.

Wiedział o tym patron dnia dzisiejszego, dlatego modlił się za swoich prześladowców. Obyśmy i my mieli podobną wiarę i miłość do Jezusa. Obyśmy i my mogli być Jego świadkami. O taką łaskę módlmy się z ufnością do Boga. Amen.