Wydrukuj tę stronę

Msza Św. 03.06.2012



ks. Henryk Zieliński. Uroczystość Trójcy Przenajświętszej.



Co dla nas znaczy wiara w Trójcę Świętą?

– Ksiądz tego chyba nie zrozumie, jak bardzo chciałam zobaczyć kiedyś moich rodziców razem – wyznała mi przed laty pewna studentka, której zdawałoby się że niczego w życiu nie brakowało. A jednak mimo wrodzonej inteligencji i urody, mimo posiadania markowych strojów, zawsze czuła się kimś gorszym od koleżanek. Wszystko przez to, że jej rodzice rozwiedli się, gdy ona była jeszcze mała. Odtąd czuła się niechciana przez ojca, bo przecież ją zostawił. Czuła się również ciężarem dla matki, zwłaszcza gdy ta ułożyła sobie życie z nowym panem, do którego ona zawsze zwracała się po imieniu, nigdy nie powiedziała do niego „tato”.

Wreszcie po latach ojciec zdecydował się ich odwiedzić. – Spotkał się z mamą – opowiadała. Wpatrywała się w nich jak w obrazek, kiedy siedzieli przy stole i rozmawiali. Bała się nawet głośno oddychać, żeby tej chwili nie przerwać. Przez ten czas, gdy jej rodzice byli razem, ona czuła się bardziej człowiekiem. Była kimś, kto ma swoją godność, bo miała ojca i matkę. A pożegnanie zapytała ojca tylko o jedno – o miłość. Ale nie do siebie, tylko do matki. – Dlaczego o to akurat pytasz? – zdziwił się ojciec. – Bo chcę wiedzieć, czy zostałam poczęta z miłości, czy z przypadku – odpowiedziała i wybiegła z domu.

Przychodzi taki czas, gdy dzieci zaczynają stawiać rodzicom trudne pytania. Jak choćby te dotyczące okoliczności swojego przyjścia na świat. W tych pytaniach chodzi nie tylko o próżną ciekawość tajemnic zastrzeżonych dla dorosłych, lecz bardziej o poszukiwanie własnej tożsamości i godności. Z kapłańskiego doświadczenia wiem, że to zagadnienie najbardziej dręczy dzieci z rodzin niepełnych. Ileż wysiłków podejmują nieraz pensjonariusze domów dziecka, aby odnaleźć i poznać swoich prawdziwych rodziców? – Ksiądz tego nie zrozumie, bo ksiądz miał oboje rodziców na co dzień. A ja dopiero teraz wiem po kim mam piwne oczy i mały pieprzyk na policzku. – mówiła mi wspomniana studentka.

Jeśli ktoś mi mówi, że tajemnica Trójcy Świętej nie ma dla nas większego znaczenia, że mówienie o Trójcy to niepotrzebne dzielenie włosa na czworo i komplikowanie wiary, wtedy opowiadam mu tę autentyczną historię. Z tajemnicą Trójcy Świętej jest bowiem trochę podobnie jak z relacjami, które łączyły naszych rodziców u początku naszego istnienia.

Co ma zatem dogmat o Trójcy Świętej do ludzkiego życia? Prawda o relacjach łączących poszczególne Osoby Boskie, rzutuje na egzystencję człowieka chyba nawet bardziej niż to, co łączyło naszych rodziców w chwili naszego poczęcia. Wierzymy przecież, że Bóg jest naszym Ojcem. To On nas stworzył. Ale dlaczego? Czy jesteśmy owocem zachcianki Wszechmogącego? Czy – jak chciało wiele religii pogańskich – pojawiliśmy się wskutek „wojny na górze”? Może jesteśmy odrzutem ze świata bogów? Dziełem przypadku, kaprysem kosmosu? Komu jesteśmy potrzebni? Kto chce naszego istnienia?

Czytamy w Księdze Rodzaju, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże (por. Rdz 1, 27). A zatem poznanie prawdy o Bogu pozwoli nam zrozumieć nas samych. – Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa – wołał Jan Paweł II na Placu Zwycięstwa w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny w 1979 r. Pójdźmy jeszcze dalej: Człowieka nie można zrozumieć bez odniesienia do tajemnicy Trójcy Świętej.

Kim zatem jest Bóg w Trzech Osobach? Dopiero odpowiedź na to pytanie pozwoli nam zrozumieć dlaczego każdy z nas nosi w sobie wielki głód miłości. Dlaczego człowiek odnajduje się i wzrasta w relacji do innych osób?

„Bóg jest Miłością” (1 J 4, 16b) – to najkrótsze określenie Boga zawdzięczamy św. Janowi, który miał szczególny dostęp do Jezusowego serca i stamtąd czerpał swoją mądrość. Miłość jest zatem istotą Boga – leży w naturze – każdej z Trzech Osób Boskich, objawionych nam w Ewangelii. Dlatego Bóg nie może nie kochać, bo przestałby być sobą.

Miłość jest tym, co pozwala nawet wielu osobom być jednością, mimo zachodzących między różnic. Co więcej, owe różnice są nawet konieczne w miłości. – Bóg nie jest samotnym Absolutem, ale jest Boską Wspólnotą, która od zawsze ma w sobie inność i wzajemność, czyli to, co jest warunkiem miłości doskonałej. – napisał o. Dariusz Kowalczyk, wykładowca dogmatyki na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie w artykule „Jak wierzyć w Trójcę Świętą w aktualnym numerze Idziemy. Ale warunkiem miłości jest owa wzajemność, bycie całkowicie dla drugiej osoby.

W Trójcy Świętej Ojciec Przedwieczny nieskończenie, całym sobą, kocha swego Jednorodzonego Syna, a Syn całą swoją Boską Miłością otacza swego Ojca. Ta międzyosobowa Boska Miłość jest tak wielka, że staje się wręcz Trzecią Osobą Trójcy Świętej – Duchem Świętym. W tym właśnie miłosnym zapatrzeniu Ojca i Syna w Duchu Świętym rodzi się pragnienie stworzenia człowieka. Bóg mówi: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26) jesteśmy zatem stworzeni z miłości. Nasze życie nie jest dziełem przypadku ani kaprysu. Charakterystyczna jest ta liczba mnoga: „uczyńmy” i „podobnego nam”. Czy nie jest to pierwsza zapowiedź objawienia Trójcy Świętej? Zwłaszcza, że na samym początku opisu stwarzania świata czytamy, że „Duch Boży unosił się nad wodami” (por. Rdz 1, 2c). A w innym miejscu Biblia mówi: „Przez słowo Pana powstały niebiosa i wszystkie gwiazdy przez tchnienie ust Jego”. (Ps 33,6). Czy nie przypomina nam to tego Słowa, które „Ciałem się stało i zamieszkało między nami”? (J1,14).

W czym tkwi to zamierzone podobieństwo człowieka do Boga? Czy tylko w daniu nam duszy nieśmiertelnej? W dopuszczeniu nas do władzy nad światem? Czy nie również, a może nade wszystko, w uzdolnieniu nas do miłości? Co znaczą słowa z Księgi Rodzaju: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.” (Rdz 1,27)? Błogosławiony Jan Paweł II w swoim nauczaniu wielokrotnie sugerował, ze tekst ten należy rozumieć jako: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył go mężczyzną i niewiastą”. Taki zresztą tytuł nosił cykl katechez środowych: wydanych na piśmie w 1986 roku: Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Wynika stąd, że to podobieństwo do Boga wyraża się również w powołaniu człowieka życia we wspólnocie osób. A wpisane w naszą naturę zróżnicowanie płci ma nas uzdalniać do tworzenia najdoskonalszej ludzkiej wspólnoty, jaką jest rodzina. Dopiero mężczyzna i kobieta jako jedność są pełnym obrazem Boga, który jest przecież wspólnotą Osób Boskich. Tę ludzką wspólnotę opartą na płodnej miłości Bóg dopuścił do udziału w powoływania do życia nowych istot ludzkich.

Refleksja nad Trójcą Świętą jako Wspólnotą Osób Boskich, przez którą i na podobieństwo której zostaliśmy stworzeni, pomaga nam zrozumieć nas samych, naszą naturę i nasze powołanie. Dzisiaj odczytujemy tę tajemnicę w kontekście przypominania sobie o godności ludzkiego życia i o wartości rodziny. Obchodzimy bowiem V Święto Dziękczynienia pod hasłem: „Dziękujemy za życie i za rodzinę”. Jednoczymy się z tymi, którzy dzisiaj w Mediolanie uczestniczą w Światowym Spotkaniu Rodzin pod przewodnictwem Ojca Świętego Benedykta XVI. I z tymi, którzy za chwilę w ponad czterdziestu miastach w wyruszą marszach dla życia i dla rodziny. Sprawa szacunku dla życia i dla rodziny znalazła się bowiem w ostatnim czasie samym centrum zmagań o przyszłość naszej cywilizacji. Błogosławiony Jan Paweł II przed ponad 30 laty pisał w Familiaris Consortio: „Przyszłość Kościoła idzie przez rodzinę”. Także przyszłość naszej Ojczyzny i świata idzie przez rodzinę.

Tymczasem rodzina, życie i godność człowieka są dzisiaj zagrożone na wielu płaszczyznach. Zaledwie przed dziesięcioma dniami Parlament Europejski wbrew obietnicom niewtrącania się do spraw obyczajowych przyjął rezolucję, która jest formą presji na państwa członkowskie aby zrównać w prawach związki homoseksualne z rodziną. Kilka dni później Rada Praw Człowieka ONZ wystąpiła z apelem do Polski o szerszy dostęp do aborcji, legalizację związków homoseksualnych i otwarcie się na ideologię gender, według której o płci człowieka nie decydują jego cechy fizyczne, ale choćby i zmienne samopoczucie jednostki.

Na promowanie tej obłędnej ideologii Narodowe Centrum Nauki w Krakowie postanowiło w maju przeznaczyć z naszych podatków 426 tys. zł. Na to są pieniądze! Chociaż ideologia ta niszczy same podstawy życia rodzinnego. Albowiem zniszczenie tożsamości płciowej człowieka jako mężczyzny i jako kobiety zaciera w nim podobieństwo do Boga i czyni go niezdolnym do małżeństwa oraz do wypełniania zadań rodzicielskich. Jaki wzorzec osobowości i rozwoju może mieć człowiek, którego ojciec stał się kobietą i z nową tożsamością bryluje na politycznych i medialnych salonach?

W tegoroczną Uroczystość Trójcy Świętej potrzeba więc, aby dumnie podniosły głowy właśnie rodziny. I aby podnieśli głowy ludzie, którzy swoją naturalną płciowość traktują jako dar, dla których płodność miłości małżeńskiej nie jest nieszczęściem ani chorobą, ale błogosławieństwem. Bo my wiem po Kim to mamy, że jest w nas naturalne pragnienie i zdolność do tworzenia nierozerwalnej wspólnoty małżeńskiej rodzinnej. Nie mimo tego, co różni kobietę i mężczyznę, ale dzięki temu, co ich różni i czym się mogą wzajemnie obdarować.

My wiemy po Kim to mamy, że jest w nas gotowość poświęcania się dla innych, a nie życia tylko dla siebie. Mamy to po Bogu, na obraz którego zostaliśmy stworzeni. Po Bogu w Trójcy Świętej Jedynym. I w tym jest źródło naszej godności.